Na liście znalazły się lokale tylko w centrum miasta. Pięć z nich sprawdziliśmy osobiście. O nich dalej piszemy dokładnie. Każdy ocenialiśmy według pięciu kryteriów: na ile smacznie, czy jest szybko, jaki klimat, czy przyjaźnie oraz intelektualnie. W tym ostatnim przypadku chodzi o komunikacje w językach obcych oraz zdolność rozmawiać nie tylko na temat kuchni.

Nasza dwudziestka

Nie jest to ranking, tylko nasza polecana lista restauracji Iwano-Frankiwska. Każdy zakład ma swoje perełki i zalety, a przede wszystkim– ciepłe i pozytywne opinie klientów i niewiele narzekań.

Nasza piątka

Dziesiątka

«Dziesiątkę» – we Frankiwsku znają wszyscy. Cenią za smaczną kuchnię, obfite porcje, szybką obsługę. Frankiwszczanie idą tam ze swoimi gośćmi. A ci dobry rozgłos o «Dziesiątce» poszerzają daleko za granicami miasta.

Bistro i pub wypełniają się od razu po otwarciu o godzinie 11. Stolik najlepiej rezerwować przez telefon dużo wcześniej, bo inaczej możecie usłyszeć od menadżera «Przepraszamy, musicie, Państwo, poczekać!»

Menadżerowie w «Dzieciątce» są władcami czasu i przestrzeni. Spotykają gości przy wejściu i przeprowadzają do miejsc. Przez nich też można zarezerwować stolik i załatwić inne sprawy organizacyjne. Na przykład, usiąść przy gniazdku elektrycznym, których na sali bistro jest tylko dwa. Tam można na przykład naładować baterię telefonu – zwykle to robią na barze. Można też poprosić o  krzesełko dla karmienia dziecka.

Wnętrze bistro jest ujmujące tym, że nie rzuca się w oczy: jest niewybredne, funkcjonalne, skromne. Ciekawostki – w szczegółach: dawny żeliwny kaloryfer z ozdobnym odlewem, lustra dekorowane rysunkiem, empirowe wieszaki. Ale  bez przesady, od jedzenia uwagi nie odwraca. Pub w piwnicy nie zawiedzie wielbicieli podobnych zakładów. Trzy sale loft-style i dwie osobne, stylizowane na klasykę współczesną: meble lub ściany zwykłe, ale wszystko jakościowe, konceptualne, cieszy wzrok i wprowadza w potrzebny nastrój.

„Dziesiątka” oferuje dania kuchni ukraińskiej i europejskiej. Menu mieści się na pięciu stronach. Przekąski, sałatki – 10 odmian plus 5 gorących dań.  Trzy stałe zupy i „zupa dnia”, która codziennie się zmienia. Gorące dania – mięso: steki, kiełbaski, pieczone mięso. Serwują wieprzowinę, cielęcinę, kurczaka. Ryby – grill z pstrąga, dorado, łosoś, karp. Typowe dodatki plus pierogi i pielmieny. Na deser – ciastka i lody własnej produkcji.

Frankiwszczanie wiedzą, że porcje w «Dziesiątce» są duże. Turysta, który jest tutaj po raz pierwszy i zamawia sobie zwykły obiad z pierwszego i drugiego dania i jeszcze sałatkę, zostanie zszokowany, kiedy kelner przyniesie zamówienie. Nie każdy potrafi tyle zjeść. Ale na pewno nie będziecie głodni.

Z alkoholu oczywiście, jest piwo. Są też wina i napoje mocne. Pozycji nie dużo, ale wybór dobry. Napoje jakościowe, ceny umiarkowane.

Kelnerzy w «Dziesiątce» przeszkoleni i przewidujący. Długo czekać nie trzeba. Menu już leży na stolikach. Pragniemy zjeść czegoś oryginalnego. Kelnerka proponuje przyprawić sałatkę «własnym» sosem – «Dziesiątka» może skomponować sześć rodzajów. Lub spróbować «gorącą patelnię» – mięso z dodatkiem zapieczone z serem lub sosem. Albo smażone pieprzniki. A może jednak «Black Star» – czarne pierogi z ziemniaki z sosem grzybowym.

Ustalamy, dodajemy do zamówienia grzane wino z plastrami pomarańczy i jabłek oraz tradycyjny galicyjski strudel z jabłkami i lodami. A także zestaw 6 nalewek – kelnerka szczególnie poleca cedrówkę, porzeczkówkę i gin karpacki.

Nalewki i sałatki przynoszą za kilka minut. Na patelnie, i na wszystkie gorące dania trzeba czekać do 20 minut. Pierogi podają  za około dziesięć minut. Kelnerka zna zasady przygotowania dań. Od kuchni „Dziesiątki” przenosimy się do kuchni Frankiwska i dowiadujemy się o słynnej karpackiej restauratorce Darii Cwek.

Dla obcokrajowców dostępne jest menu w języku angielskim. Ale tylko niektórzy kelnerzy mówią po angielsku. Język polski rozumieją i mogą rozmawiać mniej więcej z gośćmi – każdy drugi. Klientów, którzy mówią po niemiecku i rosyjsku lub w innym języku obcym, proszą o przejście na język angielski.

Więc „Dziesiątka” jest godna swojej reputacji: niezawodne, sprawdzone miejsce, w którym można uzyskać dokładnie to, czego Państwo oczekujecie. Do tego niedrogo.

Corassini grill and wine

Kuchnia, która oddycha historią – ten slogan, który został wybrany «Corassini» absolutnie odpowiada klimatowi miejsca. Restauracja znajduje się w kultowym miejscu Frankiwska – w galerii twierdzy „Bastion”. Jest to jedyna zachowana część murów twierdzy stanisławowskiej z XVII wieku. Restauracja otwarta jest od godziny 11.00 do 23.00.

„Dzień dobry!” – menadżer wita gości za barem. Jeśli gość odpowiada w języku obcym, wśród personelu znajdzie się osoba, która przejmie komunikację. Spróbowaliśmy przejść na język polski – i obsługiwał nas kelner, który ma doświadczenie pracy zawodowej w Polsce.

Menu w Corassini dwujęzyczne: w języku ukraińskim i angielskim. To miejsce nie będzie pasowało miłośnikom barszczu z pierogami oraz tłustych serników galicyjskich. Tutaj jest inna kuchnia – odwołuje się nie tylko do historii, ale także do receptorów smakowych. Może się okazać, że jest ich więcej, niż sobie wyobrażasz.

W Corassini można zjeść śniadanie, obiad i kolację, osobno zestawy nie są komponowane – goście dobierają je do swojego gustu. W menu są zimne przekąski, sałatki, zupy, główne gorące dania, pizza, desery. Do deserów – herbata z możliwością ceremonii parzenia herbaty, kawa, ponad 10 rodzajów.

Główny gorący posiłek – mięso. Corassini podaje: jagnięcinę, kaczkę i królika, foie gras. Ryby – łosoś, tuńczyk, dorado. Charakterystyczna porcja z ekskluzywnymi sosami, zieleniną i orzechami – sałatka z filetem z kaczki i duszona w czerwonym winie gruszka z sosem malinowym uważana jest za dość powszechną.

Z napojów – soki, świeżo wyciskane, wody, piwa, „mocny” alkohol i wina. Prawdę zawartą w winie, biorąc pod uwagę propozycje, można tu znaleźć nie przez przypadek. Karta win prezentuje marki europejskie, czilijskie, argentyńskie, nowozelandzkie, amerykańskie i izraelskie.

W trzech salach restauracji stylizowane wnętrze dopełniają okrągłe stoły na sześć lub więcej osób, czworokątne stoliki na cztery i dwie osoby oraz bar dla kilkunastu osób. Kelner ostrzega, że główne dania gotowane są do 30 minut. I poleca alternatywne potrawy, które mogą być podane dwa razy szybciej. Oferuje trzy opcje. Zgadzamy się na alternatywę. W ciągu 12 minut dostajemy: lampkę czilijskiego wina, pierś z kaczki z ziemniaczanymi knedlikami i sosem z pieczonych jabłek, truskawek i śliwek z mieszanką orzechową i sałatkę z  warzyw pieczonych na grillu, z ziołami prowansalskimi, mozzarellą, rukolą i liście sałaty w oliwie z oliwek i kremem „balsamicznym” . Znakomicie i pysznie.

„Corassini” – to jedna z najdroższych Frankiwskich restauracji. Lokalizacja plus wybredne menu i uwaga – kelnerzy, którzy natychmiast reagują na podniesioną rękę, gotowi szczegółowo opowiadać o historii „Bastionu” i głównych atrakcjach Frankiwska. Na uwagi o potrawach reagują, jak gdyby  je osobiście przygotowywali. „Kiedyś mieliście wspaniały deser – gruszki w winie z orzeszkami cedrowymi,” – to był ulubiony deser, szkoda, że nie ma w tej chwili. „Posiadamy mnóstwo innych cudownych deserów…” – zaczyna kelner, orientujemy się, że potrwa to co najmniej przez pół godziny. Sprawdzimy innym razem.

 

Fabbrica – restauracja rodzinna

„Fabryka” wita nas zapachem świeżego chleba i do tego niektórych subtelnych przypraw a  dopiero potem wita nas kelner. Goście mają możliwość wybrać miejsce lub oddać się w ręce kelnera. Na stołach w doniczkach – kiełki pszenicy. Na parapetach dojrzewa ostra papryka i krzewi się oregano – stąd ten zapach.

„Fabryka” – jest jednym z zakładów lokalnej sieci „23 restauracje”, gdzie każdy ma swoją koncepcję i cel związany ze środowiskiem miejskim. W tej restauracji praktykowana „zielona” kuchnia i są gotowane dania kuchni włoskiej z artykułów galicyjskich. W otwartej przestrzeni sali widać kuchnię z piecem, wszystkie procesy gotowania są dostępne dla oka. Kucharze podczas gotowania mogą powiedzieć i pokazać, co z czym łączą i odpowiedzieć na pytania. „Przygotujemy razem z państwem zdrową potrawę” – dają poczucie współudziału.

Na sali ta atmosfera jest podtrzymywana przez kelnerów. Wiedzą o całym cyklu produkcji – od mielenia ziarna do przygotowania pasty lub pizzy. Jak się gotuje pastę, można zobaczyć na sali – jej część jest otwartym sklepem, w którym produkują fuzli, tagliatelle lub campanelli z różnych odmian mąki. Próbki produktów pakowane są w papierowe torebki – można je kupić.

Pasty i pizze, a także sałatki są podstawą tutejszego menu. „Zielona” atmosfera, w połączeniu ze zdrową żywnością, znajduje odzwierciedlenie w ofercie. Zamawiamy sałatkę warzywną z kremem serowym, siekanym kurczakiem i sosem grzybowym oraz ostrym grogem. Polecano nam desery własnej produkcji i autentyczne włoskie lody. Grog podawany jest natychmiast – trzy pikantne czereśnie są dodawane do niego na patyczku. Sałatka dociera do stołu już po 5 minutach. Jeszcze za chwilę przynoszą kapelachi – koperty z ciemnej grubej mąki nadziewane kurczakiem, pod sosem i kiełkami pszenicy.

Może kogoś zainteresują lokalne piwa własnej produkcji lub ukraińskie wina…. Albo  ukraińskie likiery i calwados – nie tylko z gruszki, jabłka i śliwki, ale także z aronii, czarnego bzu i czarnej porzeczki. Bądź zestaw z 5 nalewek owocowo-jagodowych. Jednak my uwielbiamy napoje zimowe. W „Fabryce” świetnie gotują wyjątkowy grog, poncz lub inne grzane wina, koktajle i ciepłą lemoniadę z imbirem.

Na pierwszym piętrze restauracji znajduje się również kuchnia, nowoczesny salon w klasycznym stylu i pokój dziecięcy. „Fabryka” deklaruje, że ​​jest przestrzenią przyjazną do dzieci i to prawda. W garderobie na parterze jest automat z pieluszkami. Obok umywalek znajduje się specjalna podstawka. „Czeka na dziecięce nóżki. Żeby dziecku było wygodnie umyć ręce.”- skomentowała w odpowiedzi na nasze zaciekawienie kelnerka. Stolik do pielęgnacji dzieci i krzesełka do karmienia – na pierwszym piętrze. W pokoju dla gier – kolorowanki, zestawy konstrukcyjne, kostki, zegary i gry planszowe. Przy stoliku zawsze są dzieci.

„Fabryka” jest  przyjazna nie tylko do małych gości. Czworonogi wszelakich rozmiarów i rasy są tu mile widziane z suchą karmą – te przysmaki w rachunek nie są włączane: to gratis od zakładu. Zazwyczaj ci goście są przeszkoleni i nie sprawiają kłopotów ani pracownikom, ani innym klientom.

Język angielski w restauracji jest przyjęty  jako język komunikacji międzynarodowej. Jest także menu w języku angielskim. Muzyka na parterze – instrumentalny jazz. Pierwsze piętro to klasyczny europejski pop.

Familia – restauracja kuchni rodzinnej

Ta restauracja na «stumetrówce» mieści się na dwóch piętrach. Na pierwszym są małe ustronne sale, ozdobione w stylu fusion z miejscowymi motywami etnicznymi.

Lokalny klimat tworzy światło, przyćmione dzięki ceramicznym żyrandolom o kształcie makutr. Ceramika pokryta emalią w połączeniu z dekoracyjnym rysunkiem – wzory zarówno na żyrandolach, jak i na narzutach na ławki i kanapy – huculskie. To prawdziwe huculskie tkane narzuty, wyroby mistrza z Kosowszczyzny.

Na pierwszym piętrze – stylizowana Prowansja, jako wskazówka na to, że restauracja łączy tradycję miejscową z klasyczną europejską. Tej stylistyce odpowiada i kuchnia zakładu. A propos, na parterze kuchnia jest otwarta. Restauracja czynna jest od 8.30, oferując śniadania. Kolację można zjeść do godziny 23.00. W weekendy «Familia» wita gości od 11.00 rano. Jest menu w języku angielskim oraz kilku menadżerów, którzy mogą komunikować po angielsku.

Menu «Familii», utrzymane w tradycji miejscowej, oferuje pozycje dla trzech kategorii klientów. Dla chętnych: barszcz domowy, smażone ziemniaki i serniki. Dla tych, którzy go cenią – smak steku ribeye dojrzewającego na sucho przez 21 dni. I dla tych, kto chciałby poznać smak góralskich karpackich potraw na pogórzu Frankiwskim. Restauracja łączy klasyczną kuchnię europejską, zwłaszcza dania, gotowane na grillu, z ukraińską – z wyraźnym huculskim akcentem. Co prawda, w interpretacji współczesnej – chodzi zarówno o przygotowanie i podawanie.

Oferowany zestaw dań jest bardzo szeroki – od zakąsek do deserów. Towarzyszy tym daniom typowa karta napojów alkoholowych oraz napojów zimnych i gorących. Wina z Europy, Czile, Nowej Zelandii, dwie ukraińskie produkcje. Osobliwość oferty alkoholowej – nalewki: kałganówka, chrzanówka, żubrówka oraz huculski samogon (bimber). Spośród bezalkoholowych – herbaty karpackie z karpackim miodem.

Skusiliśmy się na motywy huculskie. Zamawiamy przekąskę – budz (ser karpacki) z pomidorami i sosem pesto. Talerz z serami huculskimi – budz, bryndza wurda, podawane z miodem i sosem. I żeberka świni, gotowane na grillu – przy okazji sprawdzimy u Hucułów, jak się gotują żeberka na otwartym ogniu. W „Familii” podają wieprzowinę, cielęcinę i wołowinę. Można zamówić ryby i kiełbasy. Plus pizza, 5 rodzajów makaronów i zielone sałatki. Dania gorące są serwowane w ciągu 15-20 minut a mięso, w zależności typu smażenia – do pół godziny. Na sałatki trzeba poczekać 5-10 minut. Kawę po turecku ze skórką pomarańczową i brandy na naszą prośbę przynoszą od razu.

Kelnerka trochę „pływa” w pytaniach dotyczących kuchni, ale w ogóle tonie, jeśli chodzi o kuchnię huculską. Woła do pomocy menadżera. Ten dokładnie tłumaczy różnicę między serami – pod względem smaków i technologii produkcji, a także mówi, że dostarczają budz, wurdę i brynzę z miejscowości Szeszory, niedaleko Kosowa. To samo dotyczy napojów huculskich i reszty „familijnych” artykułów z Huculszczyny – na przykład prawdziwych grzybów, galaretki z czarnej jagód, wędzonego pstrąga.

Rozliczają nas około 20 minut. Kelnerzy zbierają się w grupki, przez długi czas „wiszą” przy barze, zapominając o sali. Ale po huculskich przysmakach przez długi czas nic nie może zepsuć nastroju.

Antykwarnia SzpyndeL

Właściciele «Szpyndla» są fanatycznymi kolekcjonerami: wcielili w życie swoje marzenie i jednocześnie dodali autentycznej historii współczesnemu Iwano-Frankiwsku – połączyli restaurację z muzeum. We wnętrzu, stylizowanym na sklep z antykami, eksponowane są unikalne starocie – kolekcja dawnych zegarków i obrazów końca XIX – pierwszej połowy XX wieków. Barometry, lampy, meble, dawna płytka na podłodze, bar z mechaniczną kasą fiskalną, lustra i nawet umywalka do rąk i zbiornik spustowy w ubikacji – wszytko to ma wartość historyczną.

Nie możesz na krótko tutaj „wpaść” chociażby dlatego, że gości w „Szpyndlu” przeważnie witają gospodarz albo gospodyni – którzy uprzejmie oprowadzają zwiedzających po restauracji. Wycieczki owe wciągają mocniej, niż kuchnia. Przez pół godziny staliśmy przy unikatowym eksponacie – dioramie placu Mickiewicza z 1905 roku. Przypominający dawną widokówkę, plac wypełniony niepowtarzalnymi unikalnymi figurami mieszkańców dawnego miasta.

«Nostalgiczne» kolekcje papierosów i alkoholi z okresu 1930-1980 są ciągle uzupełniane. Tak samo jak i kolekcja kapeluszy, widokówek, ogłoszeń, tablic, afiszów. Zmieniają się lustra, pojawiają się eksponaty. Najnowszy nabytek kolekcji – lustro z początku XX wieku, pokryte jest złotem płatkowym. A także „jednoręki bandyta” – automat do gry z lat 1930-tych. Po niego kolekcjoner specjalnie pojechał do Monachium. Historia rzeczy w trzech salach „Szpyndla” nie ogranicza się tylko do Stanisławowa –Frankiwska – i Galicji, a raczej ilustruje epokę, a nie terytorium.

Kuchnia w restauracji europejska z akcentem miejscowej. Przewidziano menu w języku angielskim. Tradycyjnie gotują całą listę dań – zakąski zimne, sałatki, zupy, mięso na gorąco, ryby, dodatki, desery. Alkohol przeważnie mocny, na przykład, whiskey Airbag. Są też wina z Europy, Australii, Czile, Gruzji, Ukrainy. Piwo rzemieślnicze. Wśród napojów – naturalny sok z żurawiny, lemoniada, kompot i soki świeżo wyciskane. Tradycyjnie: herbata, kawa, kakao.

Pasztety, przygotowane według dawnych galicyjskich przepisów, to są specjalne dania miejscowej kuchni, polecane przez gospodynie i kelnerów. Zamawiamy pasztet z cielęcej wątróbki z grzankami z czarnego chleba z czosnkiem i orzechami. Do tego pasowałaby kapustka kiszona z opieńkami w pachnącym olejku. I jeszcze sałatka z pieczonego buraka i sera – bardzo rozpowszechniona w Galicji potrawa. W naszym przypadku z fetą, rukolą i karmelizowanymi włoskimi orzechami. I trzeba koniecznie spróbować bogracz – oczywiście znakomity węgierski  z 4 rodzajów mięsa, ze słodką i gorzką papryką.

Podczas oczekiwania, kelner dokładnie opowiada o europejskiej kuchni „Szpyndla”. Ulubione wśród klientów danie specjalne – gorąca «Szpyndelska wieża»: cielęcina, wieprzowina, filet kurczaka, zapieczone warzywa i pieczarki z ziemniakami a la Prowansja i z sosem tatarskim, poukładane warstwami i przyprawione zieleniną. Tłusty norweski śledź z grzankami. Pieczony żółtopłetwy tuńczyk – tuszka pod sosem śmietanowo -serowym. A jeszcze «ulubiony wazon matki» – deser w wykonaniu ekskluzywnym. Tiramisu w czekoladowym garnku. Garnek leży na boku – «niby kot przewrócił», tłumaczy kelner, a z niego na dekorowaną biszkoptową osnowę, która wzorem przypomina dawną płytkę w antykwarni, wysypano słodką zawartość. I smażone francuskie kasztany podawane od września do października.

Po 20 minutach dostajemy nasze zamówienie. Gdy zamierzamy już jeść, do restauracji wchodzi głośna kompania. Gdzieś widzieliśmy tych ludzi na scenie… Znani goście często tu przychodzą: w restauracji jest duża „Księga gości”, w której można znaleźć autografy pisarzy, aktorów, wykonawców, projektantów, polityków. Każdy gość może uzupełnić tę kolekcję własnym autografem.